Family

Przekazywanie wiary naszym dzieciom: sianie ziarna w głębi serca

The question of our understanding of the importance of dialogue with transcendentalism, which the family must be able to share at any stage of the life of the family.

Leticia Sánchez de León-October 7, 2025-Reading time: 6 minutes
Przekazywanie wiary naszym dzieciom

Nie ulega wątpliwości, że znajdujemy się w trudnym kulturowo i społecznie momencie jeśli chodzi o przekazywanie wiary w ogóle. Współczesna kultura coraz bardziej odsuwa na bok antropologiczną wizję człowieka, w której liczy się wnętrze, a w relacjach społecznych przeważa to, co materialne (to, co się posiada, to, co się wytwarza) nad tym, co niematerialne: kim jesteś, jakie masz marzenia i projekty, co cię uszczęśliwia... 

Do głęboko materialistycznych społeczeństwa i kultury dochodzi niezdolność ludzi do refleksji. Niektóre z przyczyn tego stanu rzeczy to utrata wartości, relatywizm, brak ogólnego wykształcenia humanistycznego, rozwój technologiczny, przyspieszenie tempa życia czy polaryzacja społeczeństwa. 

Złożony kontekst sprawia, że jako jako społeczeństwo zmierzamy w kierunku kultury pospiesznej komunikacji, w której nie ma miejsca na refleksję i dialog.   

 Jednak w tak tak important questions, as przekazywanie wiary, edukacja w zakresie wartości czy ogólnie rzecz biorąc kształtowanie postaw ludzkich, czas na dialog i refleksję jest niezbędny. 

Badaczka i pisarka Catherine L'Ecuyer, ekspertka w dziedzinie psychologii i edukacji, w książce, która przyniosła jej sławę, Educating in awe ("Wychowywać w zachwycie"), mówi o tym, jak ważne jest, żeby dzieci dzieci miały kontakt z naturą, bo tam odkrywają i doświadczają ciszy, powolnego rytmu wzrostu roślin, niespiesznego ruchu mrówek czy uważnego zapylania kwiatów wiosną. 

To, co mówi L'Ecuyer, ma wiele wspólnego z procesem przekazywania wiary naszym dzieciom: kiedy rozmawiamy z nimi o Bogu lub modlimy się razem z nimi, "zasiewamy" w ich sercach małe ziarenka, co niewątpliwie wymaga czasu i troski. 

W obliczu rzeczywistości społecznej, która nie jest wolna od przeszkód, wiara - zaspokajajająca pragnienie transcendencji każdego człowieka - może być zasiana na żyznej ziemi, jeśli potrafimy rozpoznać, gdzie i kiedy rzucić ziarno. 

Rodzice wyjaśniają świat swoim dzieciom. 

Otwierając naszym dzieciom drzwiom do dialogu z transcendencją, mamy jako rodzice pewną przewagę: nasze dzieci, zwłaszcza w pierwszych latach życia, są naturalnie otwarte na wszystko, co chcemy im pokazać i czego chcemy ich nauczyć. To one czynią nas swoimi tłumaczami świata. Już od wieku "a dlaczego?", czyli około trzeciego roku życia, nasze dzieci pragną zrozumieć to, co je otacza, i zwracają się do nas właśnie dlatego, że jesteśmy ich rodzicami. 

Można by słusznie zauważyć, że przestajemy być tłumaczami świata, gdy nasze nasze dzieci wchodzą w okres dojrzewania. A jednak także na tym etapie to, co im mówimy, ma znaczenie, jednakże w połączeniu z przykładem, jaki im dajemy. 

Oczywiście, ciągłe podważanie naszego sposobu postrzegania świata jest cechą charakterystyczną dla nastolatków. I dobrze, że tak jest. Nasze dorastające dzieci zaczynają kształtować własne poglądy, a zatem zupełnie naturalne jest, że nie przyjmują bezkrytycznie naszych słów, lecz poddają je refleksji, by samodzielnie formułować własne opinie. 

Jednak zgodnie z powiedzeniem: "do dialogu trzeba dwojga", rodzice w tym okresie są bardzo potrzebni, aby młodzi mogli kształtować swoje spojrzenie na życie i świat; bez naszej interpretacji rzeczywistości nie mieliby z kim - ani przeciw komu - się konfrontować. 

Dlatego war warto się zastanowić, jakie spojrzenie na świat chcemy im przekazać: to, jak patrzymy na świat i ludzi, będzie miało na nich nieunikniony wpływ. 

 Jeżeli nasz sposób patrzenia na świat jest pesymistyczny, oni również będą mieli pesymistyczne spojrzenie na otaczającącą ich rzeczywistość, a co gorsza - będą nieufni wobec ludzi wokół siebiebie. Jeśli natomiast nasza perspektywa jest pozytywna i pełna nadziei, oni także będą potrafili dostrzegać dobro w trudnościach, widzieć możliwości rozwoju w kryzysach i zauważać Dobro pośród ogromu zła. 

Wiara wynikająca z wolności  

Jak już wspomniałam, to, że rodzice interpretują świat dla swoich dzieci, nie oznacza, że dzieci bezkrytycznie przyjmą naszą wizję. W tym miejscu dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii związanej z przekazywaniem wiary: wolności. Przekazywanie wiary wymaga wolności. Nie ma sensu próbować jej narzucać: nie znajdzie ona podatnego gruntu, na którym mogłaby się zakorzenić. 

Jako rodzice musimy liczyć się z wolnością naszych dzieci, kiedy rozmawiamy z nimi o Bogu, ponieważ to one same muszą doświadczyć Go osobiście, nie możemy tego zrobić za nie. Możemy jednak przekazać im, jak bardzo wiara pomogła nam w naszych własnych trudnościach, w bólu, który przeżyliśmy, w kryzysach, przez które przeszliśmy, i w ten sposób pokazać im, że tak naprawdę nic nie przygotowuje nas w pełni na przeciwności życia. 

Podczas spotkania poświęconego wierze, w którym uczestniczyłam, znany rzymski ksiądz Fabio Rosini powiedział: "Często myślimy, że wiara zależy od nas, od tego, co robimy: "Muszę mieć więcej wiary, aby stawić czoła temu problemowi" lub "Muszę więcej się modlić lub ponieść tę lub inną ofiarę." myśląc, że być może Bóg nagrodzi nas większą lub mniejszą ilością wiary w zależności od tego, jak postąpiliśmy. Nie, to przecież Bóg daje wiarę. Ale w jaki sposób zatem w niej wzrastać?"

  I kontynuował: "Kiedy wykorzystujemy okazje, które On nam daje, aby Mu zaufać. Bóg wzmacnia twoją wiarę poprzez twoje problemy - i słabości - jeśli Mu na to to pozwolisz, to znaczy, jeśli wykorzystasz te trudności, aby oprzeć się na Nim. To Bóg daje nam wiarę, ale człowiek musi być gotowy ją przyjąć". 

Wydawało mi się to potrzebną refleksją: wiara staje się wtedy nie zestawem treści i dogmatów, lecz doświadczeniem, pozwoleniem, by Bóg działałał, oparciem się na Nim, gdy przytłaczają nas ciężary. 

W tym celu konieczne jest stworzenie przestrzeni do dialogu, wpuszczenie Go do naszego życia, naszych trosk, problemów i marzeń; absurdalne jest myślenie o oparciu się na Bogu w trudnych chwilach, jeśli wcześniej nie nawiązaliśmy z Nim osobistej relacji. 

Siać ziarno w głębi serca.

Wszystko powyższe odnosi się do wymiaru przekazywania wiary, którym moglibyśmy nazwać "aktywnym", w którym rodzice starają się w mądry sposób pomału zaszczepiać i rozwijać tę wiarę w w w młodych sercach swoich dzieci. 

Czasami będzie to nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego, rodzinne nawiedzenie cmentarza w Dzień Zaduszny, ofiarowanie dnia Matce Bożej, modlitwy przed snem odmawiane z wielką uważnością, nauczenie dzieci modlitwy różańcowej.... 

Oczywiście im więcej ziaren zasiejemy, tym większa szansa, że wiara zagnieździ się w ziemi. Z drugiej strony, w miarę jak nasze dzieci dorastają, to ziarno może przybrać bardziej intelektualny charakter: może oznaczać nauczenie ich, że istnieje coś więcej niż to, co materialne, że zawsze trzeba czynić dobro, kochać i szanować wszystkich, że Bóg kocha ich jak matka i ojciec, że się nimi opiekuje i chroni. 

 Nasza rola, ostatecznie, polega na tym, aby otworzyć im drzwi do wiary będącej doświadczeniem Boga, który jest zarazem oparciem, jak i źródłem szczęścia, ponieważ nie możemy też zapominać, że nasza relacja z Bogiem nadaje sens naszemu istnieniu: świadomość, że jesteśmy Jego dziećmi, nadaje naszemu życiu barw, napełnia nas siłą, poczuciem własnej wartości i celem. 

To ziarno, które chcemy zasiać, musi zapuścić korzenie w sercach naszych dzieci, a nie w ich zachowaniu. Skupianie się na zewnętrznych przejawach wiary jest w pewnym sensie równoznaczne z twierdzeniem, że wiara jest czymś wyłącznie zewnętrznym: szeregiem czynności, które należy wykonać, aby poczuć się spełnionym i aby Bóg był z nas "zadowolony". 

Przypowieść o siewcy mówi właśnie o tym powierzchownym zasiewie: "(...) niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia." 

Wiarę należy "siać" w najgłębszych zakamarkach serca naszych dzieci, tam, gdzie kształtują się one jako osoby i gdzie nieświadomie gromadzą wspomnienia i doświadczenia, które kształtują ich najgłębszą istotę i z których będą czerpać jako nastolatki lub dorośli, gdy poczują jałowość świata i jego trudności. 

Jak napisał papież Franciszek w swojej ostatniej encyklice. Dilexit us, przemawianie do serca oznacza "dążyć tam, gdzie każda osoba, każdej kategorii i stanu, dokonuje własnej syntezy; tam, gdzie konkretne osoby mają źródło i korzeń wszelkich innych innych innych sioich sił, przekonań, pasji, wyborów". 

Mówić bez słów  

Drugi wymiar przekazywania wiary dzieciom, który nazwiemy wymiarem "biernym", ma wiele wspólnego z przykładem, jaki dajemy, ponieważ dzieci obserwują wszystko, co robimy, i potrafią uchwycić głębiębię naszych działań. 

W tym wymiarze rodzice będą mówić bez słów, pokazując swoim dzieciom, jak i z jaką intensywnością modlimy się i żyjemy naszą wiarą. Ten wymiar jest bez wątpienia najważniejszy, bo cóż z tego, że będziemy opowiadać naszym dzieciom historie z życia Jezusa, jeśli sami nie wcielamy Ewangelii w życie? Jak nauczą się modlić, jeśli nie zobaczą, że my to robimy? Jak zrozumieją, że nasza relacja z Bogiem jest naszą siłą, jeśli im tego nie pokażemy? 

Pamiętam, że kiedy miałam 21 lat, zwierzyłam się ojcu z sytuacji, która wywoływała we mnie ogromny niepokój. On, po wysłuchaniu mnie nie zaproponował mi rozwiązania problemu, ale opowiedział mi o swojej trudnej sytuacji w pracy, która sprawiała mu cierpienie, i podzielił się tym, jak się modlił i jak mówił Bogu o tej trudności. Jego słowa poruszyły moje serce i do dziś często je sobie przypominam i pomagają mi się modlić. 

Mogłabym przytoczyć wiele podobnych historii. Dla rodziców dotarcie do serca własnych dzieci wcale nie musi być takie trudne. Tym, co pomogło mi tamtego dnia w słowach mojego ojca, nie była sama sytuacja, którą przeżywał, ani świadomość, że jest człowiekiem wiary, który modlił się o rozwiązanie tego problemu. Pomogło mi to, że otworzył przede mną swoje wnętrze, pokazał swoją kruchość i to, jak w tej właśnie słabości opierał się na Bogu. Tym, co mój ojciec uczynił wtedy, było pozwolenie mi, bym zobaczyła fragment jego relacji z Bogiem - relacji prawdziwej, mocnej, głębokiej i zdecydowanej. 

Dlaczego czujemy tak wielką nieśmiałość by rozmawiać z naszymi dziećmi szczerze, prosto z serca? A przecież nie ma nic nic potężniejszego niż matka lub ojciec, którzy mówią do swoich dzieci, z własnego, najgłębszego doświadczenia, oznaczające całkowite obnażenie się przed nimi. 

Zdecydowanie gorsze byłoby, gdyby nasze dzieci odczuwały, że zamykamy nasze wnętrze - również duchowe - za murem, przez który pokazujemy tylko to, co dobre i słuszne w naszych działaniach. Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci odbierały nas w ten sposób: jako rodziców doskonałych, którzy nigdy nie popełniają błędów, dla których wszystko jest klarowne, a ich wiara niezachwiana?

Read more
La Brújula Newsletter Leave us your email and receive every week the latest news curated with a catholic point of view.