Powołania

Katolicy chcą się żenić, dlaczego się nie spotykają?

Jeśli zarówno katoliccy mężczyźni, jak i kobiety naprawdę pragną tego samego celu, wiernego i opartego na wartościach związku, każda ze stron musi podjąć zdecydowane działania, aby zrealizować tę wizję i zastąpić narzekanie odnowionym poczuciem celu.

Bryan Lawrence Gonsalves-1 Czerwiec 2025-Czas czytania: 7 minuty
Małżeństwo

(Unsplash / Jeremy Wong Weddings)

Zauważyłem, że osobliwa ironia utrzymuje się w każdej katolickiej społeczności na świecie. Samotni mężczyźni lamentują: "Szkoda, że nie ma dobrych, pobożnych katolickich kobiet, z którymi mógłbym się ożenić", podczas gdy samotne kobiety wzdychają: "Chciałabym znaleźć wiernego katolickiego mężczyznę". Oboje twierdzą, że szukają inteligencji, życzliwości i niezachwianej wiary. Obie pragną dojrzałości, zaangażowania i związku skoncentrowanego na Bogu. A jednak, pomimo wspólnych celów, każdy z nich upiera się, że nigdzie nie można znaleźć tego drugiego.

Ten paradoks rodzi niewygodne pytanie: jeśli katoliccy mężczyźni szukają katolickich żon, a katolickie kobiety katolickich mężów, dlaczego tak wielu z nich ma trudności z połączeniem się?

Czy chodzi o to, że mężczyźni nie podejmują inicjatywy, wahając się, czy przejąć inicjatywę, jeśli chodzi o dążenie do małżeństwa? A może to kobiety się powstrzymują, czekając na ideał, który nigdy się nie zmaterializuje? Być może jest to coś głębszego, odzwierciedlenie szerszych zmian kulturowych, strachu przed zaangażowaniem lub nierealistycznej normy ukształtowanej przez współczesne oczekiwania randkowe.

W miarę jak tradycyjne modele zalotów zanikają, a świeckie normy randkowe wpływają nawet na najbardziej pobożnych, czy katoliccy single po prostu starają się wypełnić lukę między tym, czego pragną, a tym, jak do tego dążą?

Randkowy dylemat współczesnych katolików

Często słyszę, że katolicy tak długo zwlekają z zaręczynami, ponieważ Kościół nie zezwala na rozwody, więc muszą znaleźć "idealnego" małżonka. Ale to błędne rozumienie celu małżeństwa. Jeśli ktoś chce umawiać się na randki i poślubiać kogoś nieskazitelnego, to jaka jest rola samego małżeństwa? Małżeństwo nie jest trofeum dla doskonałych ludzi. Jest to sakrament uświęcenia, powołanie, w którym mąż i żona doskonalą i umacniają się nawzajem w świętości.

Pomyślmy o słowach błogosławionego Karola Austriackiego, który w dniu swojego ślubu zwrócił się do swojej żony, cesarzowej Zyty, i powiedział: "Teraz, gdy jesteśmy małżeństwem, pomóżmy sobie nawzajem dostać się do nieba". Czekanie w nieskończoność na pojawienie się kogoś "doskonałego" nie jest rozeznawaniem: jest zwlekaniem, a czyniąc to, będziemy czekać wiecznie.

Wysokie standardy i banalne preferencje

Posiadanie silnych norm i wartości w małżeństwie jest słuszne, ale często normy, których ludzie się trzymają, nie są tymi, które naprawdę mają znaczenie. Pamiętam przyjaciółkę z Walencji, która usilnie modliła się o katolickiego męża, z odpowiednimi cnotami, ale także, co ciekawe, z genami, które zapewniłyby, że jej dzieci będą miały niebieskie oczy. Jak na ironię, znalazła mężczyznę, który spełniał oba wymagania. Związek ten jednak nie wypalił. Modląc się i kontynuując rozeznawanie, zdała sobie sprawę, że jej sztywny, wyidealizowany pogląd na "doskonałość" nie uwzględniał prawdziwej kompatybilności opartej na właściwych wartościach.

Zbyt często zarówno mężczyźni, jak i kobiety skupiają się na powierzchownych preferencjach, cechach estetycznych, statusie społecznym lub ulotnych kryteriach osobistych, nie biorąc pod uwagę głębszej istoty osoby. Jaki jest wynik? Albo odrzucają naprawdę dobrego partnera z drobnych i nieistotnych powodów, albo zadowalają się kimś, kto tymczasowo ich weryfikuje, ale nie jest zgodny z ich prawdziwymi wartościami.

Bierność wśród katolików

Wielu katolików twierdzi, że ma ideał, oddanego, troskliwego i zaangażowanego partnera, ale następnie polega na arbitralnych wartościach fizycznych, wskazówkach społecznych, aprobacie rówieśników lub biernych oczekiwaniach, zamiast brać bezpośrednią odpowiedzialność za realizację tego ideału.

Na ironię zakrawa fakt, że wiele osób marzy o spotkaniu "idealnego" partnera, a jednocześnie robi stosunkowo niewiele, by samemu takiej osoby poszukać lub się nią stać. Zamiast tego polegają na sieciach społecznościowych, trzymają się kręgów rodzinnych lub mają nadzieję, że boska interwencja w jakiś sposób przyniesie im kogoś, kto spełnia wszystkie kryteria. Aby skomplikować sprawę, często pozwalają, by opinie ich przyjaciół, terminy narzucone przez rówieśników ("Powinienem być zaręczony przed 30") lub oczekiwania kulturowe dyktowały ich decyzje.

W końcu osobiste standardy zostają uwikłane w chęć przypodobania się innym, co skutkuje brakiem działania pod przykrywką górnolotnej retoryki.

Z kolei biblistka Kimberly Hahn oferuje przebłysk proaktywnej odwagi w swojej książce "Rome Sweet Home", w której opisuje, jak poznała swojego przyszłego męża, Scott Hahnpodczas gdy oboje byli wolontariuszami na potańcówce dla studentów pierwszego roku. "Byłam w radzie orientacyjnej, a Scott był asystentem rezydenta", pisze, "Z tych powodów oboje uczestniczyliśmy w potańcówce dla studentów pierwszego roku. Zauważyłam go na potańcówce i pomyślałam: "Jest zbyt słodki, bym mogła do niego podejść i porozmawiać". Potem pomyślałam: 'Nie, nie jest. Mogę podejść i z nim porozmawiać". Więc podeszłam i zaczęłam z nim rozmawiać". Stawienie czoła tym chwilowym obawom doprowadziło do rozmowy, która ostatecznie utorowała drogę do ich małżeństwa.

Jednak wiele osób waha się przed wyjściem ze swojej strefy komfortu, czekając na wyraźne sygnały społeczne, flirty, potwierdzenie ze strony znajomych lub wyraźne oznaki zainteresowania przed wykonaniem ruchu. Bez takiej zachęty pozostają niezdecydowani, niepewni ujawnienia prawdziwej atrakcyjności. Wahanie to, wzmocnione nieśmiałością i strachem przed odrzuceniem, często przekłada się na połowiczne próby lub całkowitą bezczynność. Jak na ironię, ubolewając nad pozornym brakiem dobrych katolickich mężczyzn lub kobiet, nie dostrzegają, jak ich własna bierność utrwala ten brak.

Nawet jeśli znajdą kogoś, kto pasuje do większości ich wartości, często skupiają się na drobnych niedoskonałościach, które są trywialne i przyćmiewają znaczącą kompatybilność. Niektórzy stają się tak zaabsorbowani powierzchownymi kwestiami, że zaniedbują głębsze rozeznanie. Inni z kolei zadowalają się partnerami, którzy chwilowo potwierdzają ich niepewność, a nie tymi, którzy naprawdę podzielają ich przekonania.

Ostatecznie wyzwaniem nie jest brak wiernych i zaangażowanych katolików w małżeństwach, ale niechęć do podejmowania ryzyka niezbędnego do budowania prawdziwych relacji.

Model biblijny: aktywne poszukiwanie współmałżonka

W przeciwieństwie do biernego podejścia, które wielu przyjmuje dzisiaj, Pismo Święte przedstawia osoby poszukujące małżeństwa, które były aktywne, celowe i odważne, mając wiarę i zaufanie do Boga. Sługa Abrahama otrzymał polecenie aktywnego poszukiwania żony dla Izaaka. Modli się, rozeznaje i podchodzi do Rebeki, a ona przyjmuje propozycję, nawet nie znając ani nie widząc Izaaka, w pełni ufając słowu sługi i Bożemu planowi (Geneza 24).

Jakub zakochał się w Racheli od pierwszego wejrzenia i natychmiast podjął działania, wyrzucając kamień ze studni, aby jej zaimponować, a następnie pracował przez 14 lat, aby się z nią ożenić (Rdz 29:9-30).

Rut śmiało podążyła za radą Naomi i podeszła do Boaza na klepisku, wskazując na swoją gotowość do małżeństwa. Z szacunkiem poprosiła go, by został jej krewnym-odkupicielem, robiąc odważny krok w kierunku małżeństwa (Rut 3:1-11). Pokazuje to, że również kobiety mogą podjąć inicjatywę w celu znalezienia pobożnego małżonka z poszanowaniem granic kulturowych i moralnych.

Co więcej, Abigail odważnie zwraca się do Dawida, pokazując swoją pewność siebie, mądrość i inteligencję, a tym samym imponuje mu, stając się później jego żoną (1 Samuela 25). Tobiasz nie pozwala, by strach powstrzymał go przed poślubieniem Sary, pomimo jej tragicznej przeszłości, modli się, ufa i działa (Tob 6-8).

Małżeństwo jako odzwierciedlenie naszych przekonań

Wartości mają znaczenie. Twierdzę, że nasz wybór tego, z kim się umawiamy i kogo poślubiamy, jest w pewnym sensie sumą naszych indywidualnych przekonań i wartości. Daną osobę zawsze będzie pociągać ktoś, kto odzwierciedla jej najgłębszą wizję siebie, usposobienie, które pasuje do jej własnego, wibracje, które rezonują z jej własnymi, których zaangażowanie pozwala jej doświadczyć poczucia własnej wartości. Nikt nie chce wiązać się z kimś, kogo uważa za gorszego od siebie pod względem jakichkolwiek arbitralnych standardów lub obiektywnych wartości. Osoba, która jest dumnie przekonana o własnej wartości, będzie chciała najwyższego typu współmałżonka, jakiego może znaleźć, osoby godnej podziwu, najsilniejszej, "najtrudniejszej do zdobycia", że tak powiem, ponieważ tylko w towarzystwie takiej osoby można znaleźć poczucie spełnienia.

Przywiązanie do osoby, której nie uważa się za godną siebie, na dłuższą metę prowadzi jedynie do poczucia urazy. Stąd potrzeba, aby obie osoby w związku szanowały się nawzajem na podstawowym poziomie, obserwowały istotę osoby, z którą są i akceptowały ją.

Złożę śmiałe oświadczenie: pokaż mi osobę, którą wolisz romantycznie, a ja pokażę ci twój charakter. Jeśli mówimy, że ludzie są miarą tych, którymi się otaczają, to czy nie są również miarą ludzi, z którymi się umawiają i poślubiają? Rzeczy, które kochamy, ujawniają, kim jesteśmy i jacy jesteśmy.

Co więcej, chociaż ważne jest, aby znaleźć ludzi o takich samych wartościach i przekonaniach jak twoje, równie ważne jest, abyś odpowiednio cenił siebie. Osoba, która nie ceni siebie, nie może naprawdę cenić innych w romantycznym sensie. Na przykład, jeśli brakuje jej pokory, nie rozpozna w pełni tej cnoty u innych, a nawet może nazwać ją tchórzostwem lub słabością. Jeśli duma nadyma jej ego, to wszystko, co odwraca od niej uwagę, odczuwa jako osobistą zniewagę.

Mówiąc najprościej, sposób, w jaki postrzegamy innych, odzwierciedla nasze własne cnoty. Osoba ze zdrową samooceną może zaoferować prawdziwą miłość właśnie dlatego, że trzyma się spójnych i bezkompromisowych wartości. Z kolei od kogoś, kogo poczucie własnej wartości zmienia się z każdym powiewem wiatru, nie można oczekiwać, że będzie wierny drugiej osobie, gdy nie jest wierny nawet samemu sobie. Aby prawdziwie kochać tych, których kochamy, musimy być w zgodzie z naszym charakterem i zasadami.

Koniec z wymówkami

Zbyt wielu katolików traktuje poszukiwanie małżonka inaczej niż inne cele. Jeśli chcemy być pokorni, praktykujemy pokorę. Jeśli chcemy wzrastać w miłości, służymy innym. Ale jeśli chcemy znaleźć współmałżonka... czy siedzimy i czekamy?

Katoliccy mężczyźni i kobiety, którzy naprawdę doceniają oddanie, inteligencję, życzliwość i zaangażowanie, muszą być przygotowani na dążenie do tych cech z zamiarem. Może to oznaczać wyjście poza kręgi rodzinne, dołączenie do społeczności, które wspierają te cnoty lub po prostu zaangażowanie się w rozmowę z ludźmi, którzy podzielają te same ideały.

W końcu miłość odzwierciedla nasze najgłębsze moralne przekonania i wartości. Jeśli dwoje ludzi twierdzi, że akceptuje katolicką pobożność i cnoty, ale nie robi nic, aby je znaleźć lub kultywować, ryzykują podważenie samych zasad, które wyznają.

Dla tych, którzy twierdzą, że "nie mogą znaleźć nikogo pobożnego, troskliwego lub poważnego", uzasadnione jest bliższe zbadanie ich własnych wysiłków. Czy faktycznie działali zgodnie z wysokimi standardami, które wyznaczyli? Czy są emocjonalnie przygotowani do rozpoznania i nadania priorytetu tym wartościom u innych? Czy uczestniczyli w wydarzeniach lub dyskusjach, które kultywują te cechy, czy po prostu czekają, aż ktoś inny zrobi pierwszy krok?

Znajome "chciałbym" może czasami maskować głębszy strach przed odrzuceniem, osądem lub podatnością na zranienie. Jednak stawienie czoła tym lękom jest niezbędną częścią szczerego zaangażowania; bez takiej odwagi ideały oddania i cnoty nigdy nie ożyją.

Wiara w pełnym tego słowa znaczeniu wymaga życia zgodnie z przekonaniami, naprawiania emocjonalnych ran i pozostawania otwartym na nieoczekiwane osoby, które mogą być dokładnie tym, o kogo modliliśmy się przez cały czas. Nie jest to odpowiedzialność, którą można przypisać komuś innemu.

W momencie, gdy przestajemy czekać, aż inni przerwą ten cykl i bierzemy odpowiedzialność za nasze własne słowa i czyny, dostosowujemy zasady do praktyki, zachowując moralność i odrzucając hipokryzję. Jeśli zarówno katoliccy mężczyźni, jak i kobiety naprawdę pragną tego samego celu, wiernego, opartego na wartościach związku, każda ze stron musi działać zdecydowanie, aby zrealizować tę wizję. Zastąpmy narzekanie odnowionym poczuciem celu. W ten sposób kultywujemy integralność, którą rzekomo pielęgnujemy.

AutorBryan Lawrence Gonsalves

Założyciel "Catholicism Coffee".

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.